Schwung Home: Powrót do przyszłości
Schwung Home: Powrót do przyszłości
Rozmawia: Wika Kwiatkowska
Schwung to rozmach, fantazja, zapał. I nazwa marki, która tworzy niezwykłe designerskie lampy, w stu procentach made in Poland. Założyła ją para kolekcjonerów pięknych przedmiotów: Belgijka Dominique Sente i Holender Rudi Nijssen. O ich wspólnych fascynacjach, polowaniach na antyki i zapuszczaniu korzeni na Dolnym Śląsku opowiada Dominique.
WK: Długo zastanawialiście się nad nazwą marki? A może był to przebłysk?
DS: Przebłysk. Znajomy z Antwerpii opowiadał o pewnej dziewczynie, jaka jest zdolna, dynamiczna, chic, piękna, pełna życia. Dodał, że ma w sobie „schwung”. To słowo bardzo mi się spodobało. Dokładnie oddaje naszą wizję marki. Wiedzieliśmy, że „schwung” zawiera fantastyczne znaczenia: werwa, rozmach, rozpęd. A poza tym funkcjonuje w wielu językach.
W Antwerpii Rudi prowadził antykwariat. Połączyła was wspólna miłość do rzadkich pięknych przedmiotów?
Nie od tego się zaczęło… Ale z pewnością pogoń za pięknymi przedmiotami wytyczyła kierunek naszej wspólnej przyszłości. Poznaliśmy się w 1999 roku, w restauracji Café de la Gare. Rudi był klientem, a ja studentką, która dorabiała tam wieczorami jako kelnerka. Więc najpierw zostaliśmy parą w życiu. Partnerstwo w biznesie przyszło szybko i naturalnie.
Wasz przypadek to przykład przyciągania się przeciwieństw czy podobieństw?
Kompletnych przeciwieństw, które patrzą w tym samym kierunku.
Jesteście belgijsko-holenderskim małżeństwem, a siedziba Schwung Home mieści się na Dolnym Śląsku. Kiedy zaczęła się wasza przygoda z Polską?
Po raz pierwszy przyjechaliśmy tu jakieś 16 lat temu. Chcieliśmy stworzyć kolekcję dla domu i przyciągnął nas poziom polskiego rzemiosła. Od razu wrażenie zrobiła na nas wieś, w której potem zamieszkaliśmy. Czarująca, nostalgiczna, niczym podroż w czasie do naszego dzieciństwa: dzieci bawiące się na ulicy, babcia w fartuszku, mały ogródek warzywny, sklepik. Pierwsze wrażenie było tak dobre, że mieszkamy tu do dziś i tu tworzymy naszą rodzinę (śmiech).
Mieszkacie pod Wrocławiem. Jak się tu czujecie, za czym tęsknicie?
Polska to piękny, złożony kraj o bogatej historii i kulturze, które odkrywamy każdego dnia. Odkąd otworzyliśmy tu firmę, czuliśmy się częścią tego kraju. Mieszkamy w cichej wiosce, gdzie nasze dzieci mogą bez obawy bawić się na dworze. Latem urządzamy grille z przyjaciółmi, wymieniając się patentami na uprawę pomidorów Rudiego. Czego może nam brakować? Poza krewnymi i przyjaciółmi z rodzinnego miasta… Nasi synowie – Alexandre ma 13 lat, a Nicolas prawie 10 – chodzą do miejscowej szkoły od zerówki. Mówią i żartują po polsku, słuchają Maty i przeklinają, więc chyba znają polski biegle (śmiech). Czują się Polakami z zagranicznymi rodzicami.
Dlaczego kolekcjonerzy antyków postanowili projektować lampy? Wam samym brakowało czegoś na tym rynku?
Nigdy nie robiliśmy badań rynku pod kątem ewentualnej „luki”. Chcieliśmy tworzyć, podążać za intuicją i naszą pasją do designu, po prostu się tym cieszyć. Przez lata kolekcjonowania natrafialiśmy na mnóstwo form, które nas inspirowały i zachęcały do stworzenia własnych. Chcieliśmy stworzyć odpowiedni dodatek do naszego wyboru antyków. Poza tym oświetlenie zawsze nas intrygowało, bo lampy to swego rodzaju klejnoty w domu. W przeszłości żyrandole i kandelabry w pałacach definiowały charakter przestrzeni, tworzyły nastrój.
Która lampa była pierwsza?
Żyrandol z kolekcji Wine Barrel, w kształcie klasycznego francuskiego kryształowego „sac-à- perles”, ale zrobiony z autentycznych deseczek ze starych beczek po winie. To był światowy, duży sukces, otworzył nam wiele drzwi i pozwolił kontynuować twórcze poszukiwania.
Inspirują was konkretne epoki w sztuce, ruchy artystyczne - Art Deco, Bauhaus?
Cały XX wiek jest dla mnie superciekawy, z powodu szybko zmieniających się prądów i stylów. Takich jak Art Deco, wzornictwo lat 40., 50., 60. Ale Bauhaus, jako początek czystej formy w designie, to z pewnością kierunek, który wywarł na nas duży wpływ.
Jak określiłabyś styl waszych lamp?
Moglibyśmy powiedzieć: ponadczasowe. Ale wolimy określenie: powrót do przyszłości. Połączenie kodów retro i futuro, w zestawieniu z nowoczesną technologią i wykonaniem. Chcemy tworzyć nie tyle rozpoznawalne projekty, nie coś, co jest trendy, ale pamiątki dla przyszłych pokoleń. Bawimy się kodami, nie trendami.
Wiele kolekcji lamp Schwung nosi nazwy miast. Co jest pierwsze: idea miasta czy sam projekt?
To zawsze połączenie tych elementów. Proces twórczy nigdy nie powtarza się tak samo, a nazwanie produktu stanowi część procesu. Na przykład kolekcję Oslo zainspirowały prace norweskiego grafika Ragnhilda Keysera. A Mediolan – design w mediolańskim wydaniu mid-century. Z kolei lampy Zosia i Miron zainspirowały imiona dzieci członków naszego zespołu.
Na stronie waszej marki na FB jest cytat z Einsteina: „Wszystko powinno być możliwie najprostsze, ale nie prostsze”. Tego się trzymacie?
Niektóre nasze lampy wyglądają na bardzo proste konstrukcje, ale weźmy na przykład nasz nowy model, Orion. Wygląda jak ogromna szybująca gwiazda o 12 ramionach i 12 globach. Ale aby uzyskać równowagę potrzeba 440 wewnętrznych elementów, zgodności z certyfikatami itd. Większość z tych malutkich niewidzialnych części produkują nasi inżynierowie, w Polsce.
Cała produkcja lamp odbywa się w Polsce, żadnych elementów nie sprowadzacie spoza Europy, to teraz rzadkość.
Jesteśmy dumni z made in Poland, made in EU, ponieważ to oznacza kontynuację kultury i tradycji rzemieślniczej. Postanowiliśmy rozwijać naszą ideę: wszystko jest możliwe tam, gdzie się znajdujemy. Aczkolwiek obecnie spoglądamy w kierunku Murano w sprawie weneckiego szkła. Ale ono po prostu musi pochodzić stamtąd.
Priorytetem jest dla was jakość czy oryginalny design?
To priorytety, których nie można rozdzielić.
A w czym jesteście skłonni iść na kompromisy?
Najchętniej w niczym.
Poza tworzeniem designerskich lamp, zajmujecie się sprowadzaniem, renowacją i sprzedażą starych mebli. Jak je wybieracie?
Kierujemy się własnym gustem. Który oczywiście się rozwija, z czasem i doświadczeniem.
Sami też otaczacie się w domu przedmiotami z historią?
Tak, od pamiątek rodzinnych po własne znaleziska. Ulubione są zazwyczaj te, które przynieśliśmy do domu ostatnio. Rudi lubi znosić „brązy”, ja sztukę „prymitywną”.
Zdarza wam się podróżować po świecie zupełnie na luzie, bez przywożenia ze sobą „zdobyczy”?
To absolutnie niemożliwe. Kiedy tylko próbujemy zredukować liczbę walizek… musimy potem jakąś dokupić.
Wasz starszy syn podobno już podłapał pasję do wyszukiwania pięknych, starych przedmiotów. Zabieracie go na pchle targi?
Tak, i wiele razy zdarzyło się, że zwrócił uwagę na coś, co przegapiliśmy. Ma świetne oko.
Która działalność jest bardziej ekscytująca: polowanie na antyki czy projektowanie lamp?
Cudownie jest upolować wspaniały antyk, który staje się inspiracją dla nowej kolekcji lamp.